sobota, 4 marca 2017

Rozdział 1

CZĘŚĆ PIERWSZA: 1932-1939

Rok 1932

Rozdział 1

1.

– Pani Bourdin! Pani Bourdin! – Jeannette Bourdin podniosła się z klęczków i odwróciła w stronę, z której dobiegał głos sąsiadki. Czternastoletnia Annabelle wykorzystała chwilę nieuwagi matki, biegnąc w kierunku swoich starszych braci, udających królewskich wojowników walczących na śmierć i życie za pomocą gałęzi urwanych z drzew. Mimo że obaj byli już dorośli, wciąż zachwywali się jak dzieci. – Rzecz niesłychana! – wykrzyczała pani Durand, wymachując w powietrzu gazetą. Suknia sąsiadki plątała się jej pod nogami, nie była przystosowana do kobiecego biegu. Jeannett pospieszyła w stronę furtki, aby otworzyć ją pani Durand. Na twarz przywołała serdeczny uśmiech, choć zapraszanie średnio lubianej sąsiadki na popołudniową herbatę nie było tym na co miała ochotę. Szczególnie, że dziś odbywały się w całej Francji wybory do Izby Deputowanych, w których kandydował jej mąż i Jeannett chodziła poddenerwowana cały dzień, zastanawiając się czy i tym razem Julienowi uda się dostać do parlamentu.
– Dzień dobry, pani Durand, jak miło panią widzieć – uśmiechnęła się kobieta, otwierając furtkę. – Cóż panią do mnie sprowadza? Jakieś złe wieści? – zapytała, wskazując brodą trzymaną przez sąsiadkę gazetę.
– Droga pani, naprawdę nie jest pani na bieżąco? – zdziwiła się pani Durand. – Czy mogłabym prosić o filiżankę herbaty? Biegłam aż od rogu naszej alei, nie spodziewałam się, że będę aż tak zdyszana.
– Oczywiście. Zapraszam.
Kiedy pani Durand dochodziła do siebie w eleganckim salonie rodziny Bourdin, Jeannette ze złością urzędowała w kuchni, robiąc herbatę dla gościa i co kilkanaście sekund wyglądając przez okno, aby sprawdzić co robią jej dzieci. Mimo że synowie mieli już po siedemnaście i dziewiętnaście lat, wciąż nie potrafiła nie traktować ich jak małe dzieci . Zawsze z niepokojem patrzyła, co robią na ogrodzie oraz denerwowała się, gdy wracali późno do domu. W końcu złapała tacę z herbatą za uszy i zaniosła ją do pokoju, w którym rozgościła się sąsiadka. Nalewając gorący napój do filiżanki, zapytała:
– A więc jakie informacje przegapiłam, pani Durand? – Stała się brzmieć uprzejmie.
– Jak ostatnio u pani byłam to miałam rację! – wykrzyknęła triumfalnie sąsiadka. Jeannette uniosła lekko pogardliwie brew, powstrzymując się od nieprzyjemnego „Ach tak?”. – Doszło do zamieszek na przedmieściach Paryża między młodzieżą a komunistami!
– I już piszą o tym gazety? – zapytała zaskoczona Jeannette, ujmując porcelanową filiżankę.
– Wyjątkowy dzień to wyjątkowe wydania. Ale widzi pani, kochana, miałam rację, że dzisiaj wydarzy się coś strasznego. Nie dość, że  zaledwie miesiąc temu wybory mógł wygrać ten narwaniec Hitler – 36 procent głosów, rozumie pani? 36! – to jeszcze u nas zaczynają panoszyć się komuniści. Dobrze, że ci młodzi, dzielni ludzie ich przegonili. Oczywiście, aresztowali kilkudziesięciu demonstrantów, ale wielu zostało rannych – dodała z goryczą kobieta.
Jeannette nie była zaskoczona. Nie od dziś miała okazję uczestniczyć w rozmowach dotyczących sytuacji w kraju czy Europie. Julien od czterech lat zasiadał w Izbie Deputowanych i dość często zapraszał na obiady polityków ze swojej partii. Wiedziała, co dzieje się w Niemczech. Kwietniowe wybory prezydenckie obserwowała z niepokojem. O przyszłorocznych wyborach do Reichstagu nie chciała nawet myśleć. Zdawała sobie sprawę jakie nastroje panują u sąsiadów.
– Pewnie się pani martwi dzisiejszymi wynikami?  - Pani Durand nagle zmieniła temat. Uśmiechnęła się serdecznie do sąsiadki i upiła łyk herbaty. – Wspaniała jak zawsze. Musi mi pani powiedzieć, gdzie ją pani kupuje, kochana.
Jeannette zignorowała uwagę na temat herbaty. Dochodziła siedemnasta, za godzinę miały zostać zamknięte lokale wyborcze, a ona obiecała Julienowi, że dołączy do niego w czasie liczenia głosów. Starając się sprawiać wrażenie zainteresowanej rozmową, zaczęła zastanawiać się jak grzecznie wyprosić sąsiadkę. Gdyby nie to, że pani Durand była najbardziej wścibską, a jednocześnie najbardziej przydatną rodzinie polityków sąsiadką, Jeannette nie zamierzałaby przejmować się kulturą. Nie znosiła tej kobiety i po latach mieszkania przy tej samej alei wciąż nie mogła uwierzyć, że pani Durand nie widziała nigdy niechęci na jej twarzy, gdy tylko ją spostrzegała.
– Ach, jaka ja jestem nierozsądna! – wykrzyczała nagle sąsiadka, przerywając swój monolog na temat mody wchodzącej na paryskie ulice. – Pani z pewnością w taki dzień ma inne rzeczy do roboty niż zabawianie mnie. Pani wybaczy, nie chciałam się tak naprzykrzać. Czy do lokalu wybiera się pani z dziećmi? Bo jeśli nie, to ja bardzo chętnie zaopiekuję się moją słodką Annabelle, tak jak cztery lata temu.
– Nie trzeba – odparła chłodno Jeannette, podnosząc się z fotela i dając tym samym do zrozumienia pani Durand, że na nią pora. – W tym roku na wyniki wyborów będziemy czekać całą rodziną. Transport mamy już zapewniony, nie musi się pani tym przejmować – dodała szybko, widząc błysk w oczach kobiety.
Jeannette odprowadziła sąsiadkę do drzwi, pożegnała z udawaną serdecznością i zwołała do domu dzieci. Kilkoma sprawnymi poleceniami nakazała synom umycie się oraz przebranie w coś wyjściowego (choć po ich minach poznała, że wcale nie musiała im przypominać o takich oczywistościach) a sama podążyła za córką, aby pomóc zapleść jej włosy. Przez cały czas przygotowań czuła ssanie w żołądku z nerwów. Choć z jednej strony wierzyła w wygraną męża, z drugiej zastanawiała się co stanie się z jej rodziną jeżeli Julienowi nie uda się dostać do parlamentu. Nie tylko stracą najważniejsze źródło dochodu, ale do tego spadnie ich pozycja społeczna, a to nie zwiastowałoby najlepszej przyszłości dla dzieci.
Jedynym plusem takiej sytuacji byłoby to, że ta wścibska kobieta dałaby nam wreszcie spokój i nie musiałabym co kilka dni wymieniać z nią ploteczek przy herbatce, pomyślała z irytacją, popędzając rodzinę.
Po kilku minutach przyjemnej podróży do lokalu wyborczego, dotarli na miejsce. Gerard zaparkował samochód w wyznaczonym miejscu i jak na prawdziwego dżentelmena przystało, otworzył matce drzwi oraz pomógł wysiąść z samochodu. Jeannette była dumna, że tak go wychowała. Maxime, korzystając z okazji, rzucił kilka złośliwych żartów w kierunku starszego brata, a Annabelle, udając prawdziwą damę oraz podnosząc wysoko brodę zażądała od Gerarda aby podał jej pomocną dłoń.
– Pójdę poszukać ojca – powiedział Gerard. – Za cztery lata, mamo, może będziecie czekać tak na mnie – dodał, uśmiechając się. Jeannette roześmiała się i poprawiła synowi garnitur.
– Najpierw przestań bić się z bratem na patyki, bo na dziecinnego polityka nikt nie zagłosuje – odparła. Gerard wydął usta.
W tej samej chwili drzwi od lokalu otworzyły się z hukiem i z budynku wybiegł podekscytowany Julien. Jeannette zastygła w bezruchu, wstrzymując oddech. Gerard z Maxime’m skamieniali. Jedynie Annabelle zachowywała się tak samo beztrosko jak chwilę temu. Julien zaczął machać trzymaną w rękach kartką.
– Dostałem się! – krzyknął. Jego żonie spadł kamień z serca. Westchnęła z ulgą i roześmiała się serdecznie. Ucałowała męża, zapewniając go raz po raz, ze jest z niego dumna oraz gratulując mu sukcesu. Maxime uśmiechnął się, obejmując młodszą siostrę.
– Widzisz, Annabelle? Rodzina Bourdin znowu na szczycie – powiedział zadowolony. Gerard pokiwał głową i wyciągnął rękę w stroną ojca. Julien uścisnął ją, a następnie objął starszego syna, klepiąc go po plecach.
– Jestem z ciebie dumny, ojcze!
– Mam nadzieję, że za cztery lata będziemy razem świętować sukces – odparł mężczyzna.
Po plecach Maxime’a przebiegł zimny dreszcz.

2.

Annabelle Bourdin i Laurie Lavelle huśtały się na zrobionej przez Charlesa huśtawce. Rozmawiały o ostatniej sztuce teatralnej, na którą państwo Bourdin zabrało Laurie. Jako polityk Julien dość często pokazywał się w miejscach publicznych i wręcz uwielbiał rozsławiać się jako czuły ojciec oraz przybrany wujek, który darzy miłością wszystkie dzieci, w każdym wieku. Laurie średnio go lubiła, ale ze względu na przyjaźń z Annabelle i bliskie kontakty między ich rodzicami, nigdy nie protestowała gdy była zabierana na wydarzenia kulturalne. Zresztą – czy można było protestować, kiedy miało się możliwość pójścia do teatru na premierę jakiejś głośnej sztuki? Nawet gdyby to nie była przyjemność sama w sobie, Laurie chodziłaby na przedstawienia dla zwyczajnej zazdrości koleżanek w szkole. Razem z Annabelle uwielbiały czasem pozadzierać nosa.
– Może masz ochotę na lemoniadę? – zapytała nagle Laurie, zeskakując z huśtawki. Wiatr rozwiał jej proste, jasne włosy, wpadając do oczu i ust. Dziewczyna odgarnęła je na bok. Annabelle spojrzała z lekkim niezadowoleniem na przyjaciółkę, która przerwała jej monolog na temat kostiumu głównej aktorki, ale ostatecznie przystała na propozycję.
Była druga połowa lipca. Pogoda od kilku dni dopisywała, dlatego obie dziewczynki starały się spędzać jak najwięcej czasu na ogrodzie. Laurie po cichu liczyła, że jej mama zdążyła już upiec ciasto i oprócz lemoniady, będzie mogła poczęstować gościa jednym z popisowych wypieków pani Lavelle. Jej nadzieje rozwiały się, kiedy stanęły w kuchni. Brigitte przetrząsała ze złością wszystkie szafki, w gorączkowym poszukiwaniu czegoś, a składniki do ciasta stały w nieładzie na kuchennym blacie. Annabelle obserwowała to przedstawienie z uprzejmym zainteresowaniem, a Laurie zastanawiała się czy powinna chrząknąć i dać w ten sposób mamie do zrozumienia, że doskonale słyszą mamrotane przez nią przekleństwa, czy może wykorzystać okazję, zabawiając się jej kosztem. Niestety, zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, Brigitte zorientowała się, że nie jest sama. Udając, że nic się nie stało, zatrzasnęła drzwiczki szafki, odwróciła się w stronę dziewczynek i zapytała uprzejmym tonem:
– Przyszłyście zapewne na lemoniadę?
– Dzień dobry, pani Lavelle – przywitała się Annabelle. Brigitte rozpromieniła się, zapominając o zadanym wcześniej pytaniu.
– Dzień dobry, kwiatuszku. Co u twojej mamy? Kiedy wpadnie do nas na herbatkę? Mamy świeżo zerwaną miętę z ogródka, więc zaproponuj jej przyjście na podwieczorek. Razem z twoim tatą, oczywiście. Jesteśmy bardzo zaciekawieni co ma do powiedzenia na temat wyborów do Reichstagu.
– Oczywiście przekażę mamie propozycję, pani Lavelle, i w jej imieniu chciałabym podziękować za zaproszenie. – Annabelle uśmiechnęła się. Laurie wywróciła oczami. Brigitte od zawsze zachwycała się przyjaciółką córki i jej dystyngowanym zachowaniem. Przez jakiś czas próbowała nawet wymusić na Laurie podobne maniery, jednak szybko zrozumiała, że Annabelle jest po prostu doskonale wytresowana i aby osiągnąć podobny sukces, musiałaby strofować córkę za niewłaściwe zachowanie od najmłodszych lat.
– Tak, mamo, przyszłyśmy po lemoniadę – powiedziała Laurie, przerywając wymienianie uprzejmości między Brigitte a Annabelle.
– Stoi w lodówce, kochanie – odparła mama. – Podaj ją, proszę, swojemu gościowi, a ja wam zapakuję owoce do koszyka. Byłam dzisiaj na targu i kupiłam wyjątkowo słodkie truskawki. Ty chyba lubisz truskawki, prawda, Annabelle? – zwróciła się do przyjaciółki swojej córki, sięgając po stojący na stołku koszyk. W czasie przygotowywania podwieczorku dla dziewczynek, Brigitte ucięła sobie z nimi miłą pogawędkę, głównie przepytując gościa co nowego słychać w jej rodzinie. Kiedy przelewała lemoniadę do mniejszego dzbanka, który miały wziąć ze sobą na ogród, spojrzała na zegarek i niemal upuściła trzymane naczynie. – O rany! – wykrzyknęła z lekkim przerażeniem w głosie. Odstawiła dzbanek na blat, a następnie rzuciła okiem na nieład panujący w kuchni. – Laurie, zanim pójdziecie dalej plotkować, musisz przypilnować swoją siostrę. Zapomniałam coś kupić, a niedługo wróci z pracy twój ojciec i z pewnością będzie głodny.
– Nie możesz jej zabrać ze sobą?
– Gdybym nie miała starszej córki, która może przypilnować śpiące dziecko to z pewnością bym ją zabrała ze sobą.
Laurie uniosła ręce w obronnym geście.
– Ja tylko zapytałam. Chodź – zwróciła się do Annabelle, biorąc tacę z dzbankiem lemoniady i szklankami – posiedzimy w bawialni, pokażę ci jaką ostatnio książkę dostałam od cioci.
Nieobecność pani Lavelle przedłużała się niemal o czterdzieści minut. Laurie co jakiś czas zerkała do pokoju młodszej siostry, sprawdzając czy śpi i zaczynała się niepokoić. Ponieważ Annabelle musiała wrócić na obiad do domu, pożegnała przyjaciółkę oraz posprzątała po wizycie gościa, zastanawiając się czy powinna również uporządkować kuchnię. Doszła jednak do wniosku, że skoro mama była w trakcie pieczenia ciasta a także gotowania obiadu, to chowanie potrzebnych jej do tego rzeczy nie było najlepszym pomysłem. Szczególnie, że sprawiała wrażenie jakby wyjątkowo nie miała humoru.
W czasie kiedy myła szklanki, martwiąc się długą nieobecnością mamy, usłyszała dobiegający z góry huk, a następnie odgłos tłuczonego szkła. Chwilę później do jej uszu dobiegł dziecięcy płacz. Podniosła głowę i zastygła w bezruchu, chcąc się upewnić, że ten hałas nie był spowodowany przez przechodniów na ulicy. Kiedy płacz nasilił się, zaniepokojona szybko pobiegła na piętro, ze strachu zapominając nawet o odstawieniu szklanki. Pchnęła ramieniem drzwi od pokoju Marie-Antoinette i wydała z siebie zduszony okrzyk, upuszczając trzymane w rękach naczynie.
– Toinette! Co się stało?!
Na podłodze, wśród potłuczonej dziecięcej porcelany, siedziała zapłakana pięcioletnia Marie-Antoinette. Jej niesforne blond kosmyki znajdujące się przy twarzy były lekko zakrwawione, podobnie jak drobne, nieco pulchne rączki. Laurie podbiegła do młodszej siostry i uklękła przy niej, odsuwając wcześniej ostrożnie kawałki porcelany. Odgarnęła włosy z twarzy Marie-Antoinette oraz uniosła jej dłoń do góry aby zobaczyć rany.
– Toinette, co się stało? – powtórzyła pytanie, nieco spokojniej, kiedy dostrzegła, że skóra nie została przecięta zbyt głęboko.
– Uderzyłam się w stół i spadło na mnie to – zapłakała dziewczynka, wskazując palcami na obrus z potłuczoną zastawą.
– Ale jak to wpadłaś? Nie widziałaś, że tutaj jest stół?
– Nie wiem – zawyła Marie-Antoinette. – Gdzie jest mama? – szlochała. – Boli mnie wszystko!
– Mama zaraz wróci, słoneczko. – Laurie próbowała uspokoić siostrę, ale wiedziała, że dopóki Marie-Antoinette nie znajdzie się w objęciach matki, to nie ma szans aby przestała płakać. – Chodź, kochanie, opatrzymy ci te ranki, a jak wrócą rodzice to pewnie zabiorą cię do lekarza, żeby zobaczyć czy wszystko w porządku.
– Nie chcę do lekarza! – krzyknęła Marie-Antoinette, wyrywając rękę z uścisku starszej siostry. Podniosła się z podłogi i zrobiła kilka nerwowych kroków do tyłu. Jej dziecięca twarzyczka była cała zapuchnięta od łez. Laurie skarciła się w myślach za swój sposób uspokajania siostry. Mówienie pięcioletniemu dziecku o wizycie u lekarza to nie był najmądrzejszy pomysł, przyznała w duchu.
– W porządku, nigdzie nie będziesz szła. – Laurie uśmiechnęła się uspokajająco i podeszła do siostry, aby ją objąć. Marie-Antoinette przytuliła się do niej ufnie, ale wciąż nie przestawała płakać.  Dziewczyna nie wiedziała już czy siostrzyczka płacze, bo nastraszyła ją lekarzem, była przestraszona tym co się stało, nieobecnością rodziców czy może odniesione rany aż tak ją bolały. Laurie nie uważała się, oczywiście, za lekarza, ale nie wydawało jej się aby takie przecięcia były powodem do histerii.
Chociaż kto wie, dzieci są dziwne, pomyślała.
Opatrzyła rany ciągle płaczącej siostry i zaprowadziła ją do kuchni, mając nadzieję, że znajdzie w niej coś słodkiego, co chociaż na chwilę uspokoi Marie-Antoinette. Kiedy przeszukiwała lekko nerwowo szafki, usłyszała szczęk otwieranego zamka, a zaraz potem do uszu obu sióstr Lavelle dobiegł hałas, wytwarzany przez Brigitte i Charlesa. Marie-Antoinette zeskoczyła z krzesła, na którym siedziała oraz pobiegła do rodziców. Laurie zamknęła szafkę i podążyła za nią, żeby zdążyć wytłumaczyć mamie, co się stało, zanim wpadnie w panikę typową dla matek. Oczywiście, nie zdążyła, więc po chwili musiała nie tylko uspokajać siostrę, ale również parzyć melisę dla przerażonej Brigitte. Sama odetchnęła z ulgą dopiero gdy ojciec sprawdził czy rany Marie-Antoinette są na pewno płytkie i gdy pogratulował jej rozwagi.
Wieczorem nastroje niepokoju opadły. Mała Toinette spała już słodko w dokładnie posprzątanym z potłuczonej porcelany pokoju, a rodzice rozmawiali w bawialni na mało ważne tematy. Laurie postanowiła wykorzystać ten moment aby z nimi poważnie porozmawiać. Wypadek Marie-Antoinette to nie było pierwsze dziwne, niewytłumaczalne zdarzenie, jakie miało miejsce w tym domu. Starsza siostra odnosiła wrażenie, że rodzicom ten fakt zupełnie umyka. Ona jednak nie raz była świadkiem, gdy Toinette płakała, bo nie mogła znaleźć ukochanej lalki, która znajdowała się przecież w zasięgu wzroku lub gdy dziwnie wyciągała ręce przed siebie, jakby starała się wyczuć czy nie wpada na ścianę.
Laurie stanęła w drzwiach bawialni. Rodzice przerwali rozmowę i spojrzeli na nią pytająco.
– Możemy porozmawiać? – zapytała.
– Co się stało, kochanie? – Mama poklepała miejsce na kanapie obok siebie, zachęcając starszą córkę aby usiadła. Laurie spełniła prośbę Brigitte i wzięła głęboki oddech.
– Wydaje mi się, że Marie-Antoinette ma problemy ze wzrokiem.


3.


Była chłodna i dość spokojna wrześniowa noc. Na ulicy jedyną istotą jaką można było spotkać były bezpańskie koty, zakradające się do śmietników i szukające czegoś do jedzenia. Gdzieś w oddali słychać było smutne wycie psa. Mieszkańcy Paryża byli pogrążeni w śnie – jedni oddawali się przyjemnym marzeniom sennym, inni zasnęli z niepokojem w sercu. Zdawać by się mogło, że jedynie w domu rodziny Bauharnais nie wszyscy domownicy zajmowali się tym, czym ludzie z reguły zajmują się w środku nocy. Przez kuchenne zasłony widać było dwie sylwetki – jedną siedzącą, drugą niespokojnie kręcącą się po pomieszczeniu.
Zza rogu wytoczył się młody chłopak, gubiąc po drodze kapelusz, który zasłaniał jego ciemne włosy. Przytrzymujący go pod ramieniem przyjaciel, również nieszczególnie trzeźwy, w kilku słowach nakazał trzeciemu towarzyszowi, aby podniósł tę niezwykle ważną część męskiego stroju. We dwóch próbowali utrzymać na nogach Jeana-Claude’a, co było trudne nie tylko ze względu na jego stan upojenia alkoholowego, ale również ze względu na posturę – chłopak był wysoki, o wiele wyższy od swoich nieco krępych przyjaciół, a do tego cechował się znacznie bardziej umięśnioną sylwetką, co musiało implikować jego większą siłę.
– Ale przywaliłem tamtemu rudemu – powiedział bełkotliwie Jean-Claude. Fabien i Vincent wymienili spojrzenia. Wieczór, który spędzili w nieprzyzwoitym paryskim barze pełnym alkoholu, hazardu oraz pięknych kobiet, raczej nie należał do udanych. Jean-Claude dość szybko zaczął przesadzać z ilością zamawianego rumu, co po prostu musiało zwiastować katastrofę. I tak się stało. Wystarczyło, że jeden z gości lokalu krzywo na niego spojrzał, a na dodatek wyraził zbyt żywe zainteresowanie drobną, jasnowłosą prostytutką, którą miał na oku Jean-Claude. Jedyny dziedzic majątku rodziny Bauharnais, jeden z potomków pierwszej żony wielkiego cesarza Napoleona I, nie mógł pozwolić na taką bezkarność. Fabien i Vincent z trudem oderwali przyjaciela od tamtego pechowca, za co cała trójka została wręcz wyrzucona z lokalu. Vincent najbardziej żałował dodatkowego zakazu wstępu, bo to było jego ulubione miejsce do podziwiania upadłych kobiet. Chociaż nigdy z ich usług nie skorzystał, bo zbyt się tego wstydził. W przeciwieństwie do Jeana-Clauda nie było od niego arystokratyczne pochodzenie i bogactwo.
– Tylko nie rzygaj. – Ostre spojrzenie wymierzone przez Fabiena w zataczającego się przyjaciela i tak zostało ukryte pod maską nocy. – Narobiłeś już wystarczająco kłopotów dzisiaj.
W odpowiedzi Jean-Claude w wulgarny sposób kazał Fabienowi zostawić go w spokoju i zażądał jeszcze jednego kieliszka rumu.
– Mam nadzieję, że będzie miał jutro okrutnego kaca – mruknął Vincent.
Młodzi mężczyźni zbliżyli się do posesji państwa Bauharnais. Fabien nacisnął klamkę furtki, a w tym samym czasie drzwi od domu otworzyły się i w progu stanęła kobieta owinięta szlafrokiem, z włosami ciasno spiętymi w kok. Nawet w ciemności widać było mordercze ogniki skaczące w jej oczach.
– Na co czekasz, Frédéricu? – syknęła Éléonore, odwracając się za siebie. – Wprowadź go do domu zanim ktoś zauważy w jakim stanie wrócił!
Służący w milczeniu kiwnął głową. Wyminął wściekłą panią domu i szybkim krokiem doszedł do trójki młodych mężczyzn. Podziękował im za przyprowadzenie Jeana-Claude’a do domu i wziął osiemnastolatka pod ramię.
– Frédéricu, Frédéricu, widziałem dzisiaj taką piękną kobietę, leśną nimfę wodną – wybełkotał chłopak.
– W pana stanie z pewnością każda, nawet najbardziej plugawa kobieta może być nimfą – odparł potępiająco Frédéric.
– Zaprowadź go do jego sypialni i przebierz go w coś – rozkazała Éléonore, kiedy Frédéricowi udało się wprowadzić Jeana-Claude’a do domu. Zamknęła za nimi drzwi, z niepokojem sprawdzając wcześniej czy w żadnych z okolicznych okien nie pali się światło. Jej syn i tak wystarczająco kłopotów sprawił im tej nocy, miała nadzieję, że chociaż wśród sąsiadów nikt nie dowie się o skandalicznym stanie chłopaka.
Kiedy służący poinformował ją, że Jean-Claude znajduje się już bezpiecznie w łóżku i zaczyna się coraz gorzej czuć, wściekła podążyła w stronę jego pokoju. Kiedy przemierzała korytarz, jedne z drzwi otworzyły się, a pani domu ujrzała w nich swoją córkę, Constance, która zaspana przetarła twarz dłonią.
– Co się dzieje, mamo? – zapytała, ziewając.
– Wracaj spać – odparła Éléonore, nie kwapiąc się aby udzielić odpowiedzi. Constance była zbyt nieprzytomna, aby nie zastosować się do polecenia. – Co ty sobie myślałeś, chłopcze? – wysyczała ze złością, kiedy znalazła się w sypialni syna. Zatrzasnęła za sobą drzwi i zapaliła światło. Jean-Claude zajęczał, zasłaniając sobie oczy ręką. – Czy ty zdajesz sobie sprawę jaki wstyd przynosisz rodzinie?!
– Daj spokój, mamo – burknął chłopak, odwracając się plecami do kobiety. Éléonore zacisnęła usta tak mocno, że przypominały wąską kreskę. Chwilę później do jej uszu dobiegło chrapanie. Jean-Claude w sekundę pogrążył się w pijackim śnie, za nic mając złość swojej matki. Kobieta wiedziała, że robienie awantury kompletnie pijanemu osiemnastolatkowi i tak nie zrobi na nim wrażenia, ale z wściekłości wprost nie mogła czekać na rano, aby przypomnieć Jean-Claudowi jakim jest wstydem dla rodziny.
Skoro chłopak spał, nie miała już za wiele do roboty. W milczeniu, wciąż nieuspokojona, udała się do swojej sypialni, ale ze względu na targające nią emocje, jeszcze długo nie mogła zasnąć.
Rano już wszyscy domownicy wiedzieli o tym, że Jean-Claude wrócił do domu pijany. Przy stole pan i pani Bauharnais milczeli, nie podejmując tego tematu głównie ze względu na obecność Constance, ale gdy tylko dziewczyna opuściła dom, udając się do sąsiadki na popołudniową herbatę, nie mogli nie zacząć dyskutować nad problematycznym synem.
Frédéric co jakiś czas sprawdzał czy Jean-Claude już się obudził, ale chłopak uparcie spał, mimo że już dawno minęło południe. Éléonore siedziała wraz z Louisem w bawialni, nerwowo trzymając kieliszek koniaku, który nalał jej mąż. On sam nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu, paląc cygaro.
– Musimy coś z tym zrobić – powiedział między jednym zaciągnięciem się a drugim. – Jean-Claude w końcu narobi szkody. Jeżeli ktoś ważny widział jego powrót z tej speluny to możemy mieć do czynienia z prawdziwym towarzyskim skandalem.
– Ja nie jestem w stanie nad nim zapanować – odparła chłodno Éléonore. – Musisz z nim porozmawiać. Zagroź mu, że jeżeli nie zacznie się zachowywać jak przystało na mężczyznę z rodziny Bauharnais to go wydziedziczysz.
– Przecież nie mogę go wydziedziczyć, to nasz jedyny syn – zirytował się Louis.
– Już wolę aby to Constance była dziedziczką niż ten krnąbrny chłopak, który zrujnuje naszą reputację i majątek! – Éléonore podniosła głos. Odstawiła kieliszek na etażerkę. – Nie wiem czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, Louisie, że on już trzeci raz w tym miesiącu wrócił do domu pijany! A w zeszłym tygodniu przyłapano go na romansach z jakąś dziewuchą z klasy robotniczej! Przecież to był taki grzeczny chłopak, co się z nim stało przez ostatnie wakacje?!
Éléonore nie zdawała sobie sprawy, że jej mąż doskonale znał przyczynę zmiany zachowania syna, ale nie mógł wyjawić tego sekretu. Nie miał przez to pojęcia w jaki sposób może zapanować nad Jean-Claudem, a odnosił wrażenie, że sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Odkąd chłopak przyłapał go na tym, na czym go przyłapał, stracił nad nim zupełną kontrolę.
Louis rzucił cygarem o podłogę i wyszedł z bawialni, pozostawiając zaskoczoną żonę samą. Udał się do swojego gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi oraz zamykając je na klucz. Usiadł w fotelu przy biurku, zamknął oczy i splótł dłonie na brzuchu.
Pół roku temu nawiązał gorący romans z młodą, wyjątkowo pociągającą dwudziestoletnią dziewczyną. Na samo wspomnienie pełnych ust i krągłych piersi kochanki uśmiechnął się pod nosem. Bardzo żałował, że musiał to zakończyć. Flirtowanie z obsługującą arystokratyczne przyjęcia Estelle było dla niego niezwykle podniecające. Musiał bacznie obserwować towarzystwo, ostrożnie planować każdy ruch tak, aby nikt, a zwłaszcza jego żona, o niczym się nie dowiedzieli. Początkowo zabawiał się nią jedynie na płaszczyźnie flirtu, nie planował zdrady. Nigdy mu zresztą na dziewczynie nie zależało, w życiu nie zaryzykowałby swojej pozycji i udanego małżeństwa dla prostej służącej, która stała się jego prywatną panienką do towarzystwa. Odkąd Estelle uległa jego zalotom, nie darzył jej szacunkiem. Śmieszyło go, gdy była gotowa zrobić wszystko dla kilku kłamliwych zapewnień o uczuciu, podpartych pięknymi błyskotkami. Początkowa niewinność i brak umiejętności w pewnych sferach były silnymi bodźcami dla Louisa, jednak Estelle uczyła ją wyjątkowo szybko. W czasie ich półrocznego romansu stała się dość wyuzdaną kochanką, chętną na najdziwniejsze, najbardziej nieprzyzwoite rzeczy. Pod tym względem mężczyzna żałował, że jego romans się zakończył. Z żoną nigdy nie miał takich ekscytujących przeżyć, ale uważał się on za dżentelmena i nigdy w życiu nie zaproponowałby jej nawet ułamka tego, co robił z młodą kochanką.
Niestety, kiedy Éléonore wraz z Constance udały się na wakacyjny wyjazd do rodziny na wsi, a Jean-Claude wyjechał gdzieś z przyjaciółmi na kilkudniowy męski wypad,  Louis nie dochował ostrożności. Dał Frédéricowi dzień wolny, licząc na to, że służący w pełni go spożytkuje, kilkukrotnie sprawdzał czy drzwi od domu są zamknięte na klucz, zaciągnął okienne zasłony i wprowadził Estelle do gabinetu tak, aby nikt z sąsiadów nie był w stanie dostrzec, że ktokolwiek odwiedził rodzinę Bauharnais. Niestety, nie przewidział wcześniejszego powrotu syna. Właśnie w momencie kiedy na biurku Louisa leżała Estelle z podwiniętą do góry spódnicą i wyrazem rozkoszy na twarzy, do pokoju wszedł Jean-Claude, chcąc poinformować ojca o tym, że jest w domu. Sytuacja była jednoznaczna. Mężczyzna zdawał więc sobie sprawę, że nie jest w stanie w żaden sposób wytłumaczyć się przed synem, dlatego był gotów na dalekie ustępstwa wobec niego, byle tylko zachował milczenie.
Nakrycie Louisa na romansie z Estelle zapoczątkowało katastrofę i wyzwoliło w osiemnastolatku wszystko, co najgorsze. Zaczął chadzać z przyjaciółmi do różnych spelun, nadużywać alkoholu, a dodatkowo nie omieszkał nawiązywać równie gorących znajomości z kobietami, czerpiąc przykład z ojca. Kiedy w pobliżu nie było matki, Jean-Claude potrafił z okrucieństwem na twarzy napomykać Louisowi o kolejnych wykorzystanych kobietach, które udało mu się rozkochać, a następnie porzucić. Choć mężczyzna wiedział, że takie myśli nie przystoją nikomu, czasami był pełen podziwu, że jego potomek tak szybko zdobywał kobiece serca.
Louis, w trosce o dobro rodziny, postanowił porozmawiać z Jean-Claude’m. Miał nadzieję, że uda mu się przemówić chłopakowi do rozsądku i zasugerować, aby chociaż starał się nie wywoływać skandali. Kiedy tylko dowiedział się o tym, że Jean-Claude obudził się, zjadł śniadanie oraz jako tako nadawał się do rozmowy, poprosił go do swojego gabinetu.
Jean-Claude wyglądał kiepsko, jak każdy człowiek, który przesadził z alkoholem. Miał podkrążone oczy, a jego i tak blada na co dzień skóra, tym razem wydawała się niemal przezroczysta. Chłopak opadł na fotel po drugiej stronie biurka.
– Jeżeli chcesz mnie strofować to sobie daruj – powiedział. Oparł głowę o trzymaną na podłokietniku rękę.
– Nie zamierzam cię strofować – odparł spokojnie Louis. Sięgnął po cygaro, znajdujące się w drewnianym, ozdobnym pudełku. – Chcesz? – zapytał syna, pokazując mu co trzyma w ręku. Jean-Claude spojrzał na niego spod byka.
– Nie.
– W porządku. – Louis wzruszył ramionami i zapalił cygaro. – Wiem, że jesteś na mnie wściekły za sytuację, która miała miejsce w wakacje. Nie zamierzam ci zabraniać robić tego, co robisz, bo zawarliśmy pewien układ. Ale, na Boga, zlituj się, chłopcze! Matka odchodzi od zmysłów, boi się, że twoje występki w końcu dotrą co ludzi, którzy się liczą. Wiesz jaki wywołasz tym skandal? Wydaje ci się, że na tobie się to nie odbije?
– Nie jesteś dla mnie żadnym autorytetem – przerwał mu Jean-Claude. – Nie jestem w nastroju na takie rozmowy.
– Dobrze wiem, że ze mną nie chcesz się już liczyć, ale pomyśl swojej matce i siostrze.
– Och tak, o mojej biednej, niczego nieświadomej matce – wysyczał chłopak. – Szkoda, że ty o niej nie myślałeś kiedy zabawiałeś się z tą swoją ladacznicą na tym biurku.
– Nie mów do mnie takim tonem, chłopcze – ostrzegł go Louis. Podniósł się i zbliżył do syna. Trzymając cygaro w ustach, oparł dłonie na podłokietnikach fotela, w którym siedział Jean-Claude. Zbliżył swoją twarz do jego. – Przystopuj ze swoimi wybrykami, albo wyślę cię do wojska. Nie pozwolę abyś szkalował nazwisko Bauharnais, rozumiesz?
Jean-Claude zbladł jeszcze bardziej, choć Louisowi wydawało się, że jest to niemożliwe, a w jego oczach błysnął niepokój.
– Dobrze, będę nieco bardziej grzecznym mężczyzną. Ale nie myśl sobie, że zrobię to dla ciebie, a jedynie dla matki.
– To mi wystarczy – Louis wyprostował się. – Przez najbliższy czas masz nie szlajać się z kolegami po spelunach i nie romansować z nikim, rozumiesz?
– Zrozumiałem – wysyczał Jean-Claude. – A teraz pozwól, ojcze, ale udam się na spoczynek.

Louis odprowadził syna spojrzeniem. Westchnął z ulgą. Miał nadzieję, że udało mu się rzeczywiście wpłynąć na zachowanie Jeana-Claude’a i choć przez jakiś czas będą w stanie uniknąć skandalu. Constance wchodziła w wiek, który był kluczowy jeżeli chcieli wydać ją dobrze za mąż, a nikt nie będzie chciał wziąć za żonę kobietę, będącą siostrą awanturnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz