CZĘŚĆ PIERWSZA: 1932-1939
Rok 1932
Rozdział 1
1.
– Pani Bourdin! Pani Bourdin! – Jeannette Bourdin
podniosła się z klęczków i odwróciła w stronę, z której dobiegał głos sąsiadki.
Czternastoletnia Annabelle wykorzystała chwilę nieuwagi matki, biegnąc w
kierunku swoich starszych braci, udających królewskich wojowników walczących na
śmierć i życie za pomocą gałęzi urwanych z drzew. Mimo że obaj byli już
dorośli, wciąż zachwywali się jak dzieci. – Rzecz niesłychana! – wykrzyczała
pani Durand, wymachując w powietrzu gazetą. Suknia sąsiadki plątała się jej pod
nogami, nie była przystosowana do kobiecego biegu. Jeannett pospieszyła w
stronę furtki, aby otworzyć ją pani Durand. Na twarz przywołała serdeczny
uśmiech, choć zapraszanie średnio lubianej sąsiadki na popołudniową herbatę nie
było tym na co miała ochotę. Szczególnie, że dziś odbywały się w całej Francji
wybory do Izby Deputowanych, w których kandydował jej mąż i Jeannett chodziła
poddenerwowana cały dzień, zastanawiając się czy i tym razem Julienowi uda się
dostać do parlamentu.
– Dzień dobry, pani Durand, jak miło panią widzieć –
uśmiechnęła się kobieta, otwierając furtkę. – Cóż panią do mnie sprowadza?
Jakieś złe wieści? – zapytała, wskazując brodą trzymaną przez sąsiadkę gazetę.
– Droga pani, naprawdę nie jest pani na bieżąco? –
zdziwiła się pani Durand. – Czy mogłabym prosić o filiżankę herbaty? Biegłam aż
od rogu naszej alei, nie spodziewałam się, że będę aż tak zdyszana.
– Oczywiście. Zapraszam.
Kiedy pani Durand dochodziła do siebie w eleganckim
salonie rodziny Bourdin, Jeannette ze złością urzędowała w kuchni, robiąc
herbatę dla gościa i co kilkanaście sekund wyglądając przez okno, aby sprawdzić
co robią jej dzieci. Mimo że synowie mieli już po siedemnaście i dziewiętnaście
lat, wciąż nie potrafiła nie traktować ich jak małe dzieci . Zawsze z
niepokojem patrzyła, co robią na ogrodzie oraz denerwowała się, gdy wracali
późno do domu. W końcu złapała tacę z herbatą za uszy i zaniosła ją do pokoju,
w którym rozgościła się sąsiadka. Nalewając gorący napój do filiżanki, zapytała:
– A więc jakie informacje przegapiłam, pani Durand? –
Stała się brzmieć uprzejmie.
– Jak ostatnio u pani byłam to miałam rację! –
wykrzyknęła triumfalnie sąsiadka. Jeannette uniosła lekko pogardliwie brew,
powstrzymując się od nieprzyjemnego „Ach tak?”. – Doszło do zamieszek na
przedmieściach Paryża między młodzieżą a komunistami!
– I już piszą o tym gazety? – zapytała zaskoczona
Jeannette, ujmując porcelanową filiżankę.
– Wyjątkowy dzień to wyjątkowe wydania. Ale widzi
pani, kochana, miałam rację, że dzisiaj wydarzy się coś strasznego. Nie dość,
że zaledwie miesiąc temu wybory mógł
wygrać ten narwaniec Hitler – 36 procent głosów, rozumie pani? 36! – to jeszcze
u nas zaczynają panoszyć się komuniści. Dobrze, że ci młodzi, dzielni ludzie
ich przegonili. Oczywiście, aresztowali kilkudziesięciu demonstrantów, ale
wielu zostało rannych – dodała z goryczą kobieta.
Jeannette nie była zaskoczona. Nie od dziś miała
okazję uczestniczyć w rozmowach dotyczących sytuacji w kraju czy Europie.
Julien od czterech lat zasiadał w Izbie Deputowanych i dość często zapraszał na
obiady polityków ze swojej partii. Wiedziała, co dzieje się w Niemczech.
Kwietniowe wybory prezydenckie obserwowała z niepokojem. O przyszłorocznych
wyborach do Reichstagu nie chciała nawet myśleć. Zdawała sobie sprawę jakie
nastroje panują u sąsiadów.
– Pewnie się pani martwi dzisiejszymi wynikami? - Pani Durand nagle zmieniła temat.
Uśmiechnęła się serdecznie do sąsiadki i upiła łyk herbaty. – Wspaniała jak
zawsze. Musi mi pani powiedzieć, gdzie ją pani kupuje, kochana.
Jeannette zignorowała uwagę na temat herbaty.
Dochodziła siedemnasta, za godzinę miały zostać zamknięte lokale wyborcze, a
ona obiecała Julienowi, że dołączy do niego w czasie liczenia głosów. Starając
się sprawiać wrażenie zainteresowanej rozmową, zaczęła zastanawiać się jak
grzecznie wyprosić sąsiadkę. Gdyby nie to, że pani Durand była najbardziej
wścibską, a jednocześnie najbardziej przydatną rodzinie polityków sąsiadką,
Jeannette nie zamierzałaby przejmować się kulturą. Nie znosiła tej kobiety i po
latach mieszkania przy tej samej alei wciąż nie mogła uwierzyć, że pani Durand
nie widziała nigdy niechęci na jej twarzy, gdy tylko ją spostrzegała.
– Ach, jaka ja jestem nierozsądna! – wykrzyczała
nagle sąsiadka, przerywając swój monolog na temat mody wchodzącej na paryskie
ulice. – Pani z pewnością w taki dzień ma inne rzeczy do roboty niż zabawianie
mnie. Pani wybaczy, nie chciałam się tak naprzykrzać. Czy do lokalu wybiera się
pani z dziećmi? Bo jeśli nie, to ja bardzo chętnie zaopiekuję się moją słodką
Annabelle, tak jak cztery lata temu.
– Nie trzeba – odparła chłodno Jeannette, podnosząc
się z fotela i dając tym samym do zrozumienia pani Durand, że na nią pora. – W
tym roku na wyniki wyborów będziemy czekać całą rodziną. Transport mamy już
zapewniony, nie musi się pani tym przejmować – dodała szybko, widząc błysk w
oczach kobiety.
Jeannette odprowadziła sąsiadkę do drzwi, pożegnała z
udawaną serdecznością i zwołała do domu dzieci. Kilkoma sprawnymi poleceniami
nakazała synom umycie się oraz przebranie w coś wyjściowego (choć po ich minach
poznała, że wcale nie musiała im przypominać o takich oczywistościach) a sama
podążyła za córką, aby pomóc zapleść jej włosy. Przez cały czas przygotowań
czuła ssanie w żołądku z nerwów. Choć z jednej strony wierzyła w wygraną męża,
z drugiej zastanawiała się co stanie się z jej rodziną jeżeli Julienowi nie uda
się dostać do parlamentu. Nie tylko stracą najważniejsze źródło dochodu, ale do
tego spadnie ich pozycja społeczna, a to nie zwiastowałoby najlepszej
przyszłości dla dzieci.
Jedynym plusem takiej sytuacji byłoby to, że ta
wścibska kobieta dałaby nam wreszcie spokój i nie musiałabym co kilka dni
wymieniać z nią ploteczek przy herbatce, pomyślała z irytacją, popędzając
rodzinę.
Po kilku minutach przyjemnej podróży do lokalu
wyborczego, dotarli na miejsce. Gerard zaparkował samochód w wyznaczonym
miejscu i jak na prawdziwego dżentelmena przystało, otworzył matce drzwi oraz
pomógł wysiąść z samochodu. Jeannette była dumna, że tak go wychowała. Maxime,
korzystając z okazji, rzucił kilka złośliwych żartów w kierunku starszego
brata, a Annabelle, udając prawdziwą damę oraz podnosząc wysoko brodę zażądała
od Gerarda aby podał jej pomocną dłoń.
– Pójdę poszukać ojca – powiedział Gerard. – Za
cztery lata, mamo, może będziecie czekać tak na mnie – dodał, uśmiechając się.
Jeannette roześmiała się i poprawiła synowi garnitur.
– Najpierw przestań bić się z bratem na patyki, bo na
dziecinnego polityka nikt nie zagłosuje – odparła. Gerard wydął usta.
W tej samej chwili drzwi od lokalu otworzyły się z
hukiem i z budynku wybiegł podekscytowany Julien. Jeannette zastygła w
bezruchu, wstrzymując oddech. Gerard z Maxime’m skamieniali. Jedynie Annabelle
zachowywała się tak samo beztrosko jak chwilę temu. Julien zaczął machać
trzymaną w rękach kartką.
– Dostałem się! – krzyknął. Jego żonie spadł kamień z
serca. Westchnęła z ulgą i roześmiała się serdecznie. Ucałowała męża,
zapewniając go raz po raz, ze jest z niego dumna oraz gratulując mu sukcesu. Maxime
uśmiechnął się, obejmując młodszą siostrę.
– Widzisz, Annabelle? Rodzina Bourdin znowu na
szczycie – powiedział zadowolony. Gerard pokiwał głową i wyciągnął rękę w
stroną ojca. Julien uścisnął ją, a następnie objął starszego syna, klepiąc go
po plecach.
– Jestem z ciebie dumny, ojcze!
– Mam nadzieję, że za cztery lata będziemy razem
świętować sukces – odparł mężczyzna.
Po plecach Maxime’a przebiegł zimny dreszcz.
2.
Annabelle Bourdin i Laurie Lavelle huśtały się na
zrobionej przez Charlesa huśtawce. Rozmawiały o ostatniej sztuce teatralnej, na
którą państwo Bourdin zabrało Laurie. Jako polityk Julien dość często pokazywał
się w miejscach publicznych i wręcz uwielbiał rozsławiać się jako czuły ojciec
oraz przybrany wujek, który darzy miłością wszystkie dzieci, w każdym wieku.
Laurie średnio go lubiła, ale ze względu na przyjaźń z Annabelle i bliskie
kontakty między ich rodzicami, nigdy nie protestowała gdy była zabierana na
wydarzenia kulturalne. Zresztą – czy można było protestować, kiedy miało się
możliwość pójścia do teatru na premierę jakiejś głośnej sztuki? Nawet gdyby to
nie była przyjemność sama w sobie, Laurie chodziłaby na przedstawienia dla zwyczajnej
zazdrości koleżanek w szkole. Razem z Annabelle uwielbiały czasem pozadzierać
nosa.
– Może masz ochotę na lemoniadę? – zapytała nagle
Laurie, zeskakując z huśtawki. Wiatr rozwiał jej proste, jasne włosy, wpadając
do oczu i ust. Dziewczyna odgarnęła je na bok. Annabelle spojrzała z lekkim
niezadowoleniem na przyjaciółkę, która przerwała jej monolog na temat kostiumu
głównej aktorki, ale ostatecznie przystała na propozycję.
Była druga połowa lipca. Pogoda od kilku dni
dopisywała, dlatego obie dziewczynki starały się spędzać jak najwięcej czasu na
ogrodzie. Laurie po cichu liczyła, że jej mama zdążyła już upiec ciasto i
oprócz lemoniady, będzie mogła poczęstować gościa jednym z popisowych wypieków
pani Lavelle. Jej nadzieje rozwiały się, kiedy stanęły w kuchni. Brigitte
przetrząsała ze złością wszystkie szafki, w gorączkowym poszukiwaniu czegoś, a
składniki do ciasta stały w nieładzie na kuchennym blacie. Annabelle
obserwowała to przedstawienie z uprzejmym zainteresowaniem, a Laurie
zastanawiała się czy powinna chrząknąć i dać w ten sposób mamie do zrozumienia,
że doskonale słyszą mamrotane przez nią przekleństwa, czy może wykorzystać
okazję, zabawiając się jej kosztem. Niestety, zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek
decyzję, Brigitte zorientowała się, że nie jest sama. Udając, że nic się nie
stało, zatrzasnęła drzwiczki szafki, odwróciła się w stronę dziewczynek i
zapytała uprzejmym tonem:
– Przyszłyście zapewne na lemoniadę?
– Dzień dobry, pani Lavelle – przywitała się
Annabelle. Brigitte rozpromieniła się, zapominając o zadanym wcześniej pytaniu.
– Dzień dobry, kwiatuszku. Co u twojej mamy? Kiedy
wpadnie do nas na herbatkę? Mamy świeżo zerwaną miętę z ogródka, więc
zaproponuj jej przyjście na podwieczorek. Razem z twoim tatą, oczywiście.
Jesteśmy bardzo zaciekawieni co ma do powiedzenia na temat wyborów do
Reichstagu.
– Oczywiście przekażę mamie propozycję, pani Lavelle,
i w jej imieniu chciałabym podziękować za zaproszenie. – Annabelle uśmiechnęła
się. Laurie wywróciła oczami. Brigitte od zawsze zachwycała się przyjaciółką
córki i jej dystyngowanym zachowaniem. Przez jakiś czas próbowała nawet wymusić
na Laurie podobne maniery, jednak szybko zrozumiała, że Annabelle jest po
prostu doskonale wytresowana i aby osiągnąć podobny sukces, musiałaby strofować
córkę za niewłaściwe zachowanie od najmłodszych lat.
– Tak, mamo, przyszłyśmy po lemoniadę – powiedziała
Laurie, przerywając wymienianie uprzejmości między Brigitte a Annabelle.
– Stoi w lodówce, kochanie – odparła mama. – Podaj
ją, proszę, swojemu gościowi, a ja wam zapakuję owoce do koszyka. Byłam dzisiaj
na targu i kupiłam wyjątkowo słodkie truskawki. Ty chyba lubisz truskawki,
prawda, Annabelle? – zwróciła się do przyjaciółki swojej córki, sięgając po
stojący na stołku koszyk. W czasie przygotowywania podwieczorku dla
dziewczynek, Brigitte ucięła sobie z nimi miłą pogawędkę, głównie przepytując
gościa co nowego słychać w jej rodzinie. Kiedy przelewała lemoniadę do
mniejszego dzbanka, który miały wziąć ze sobą na ogród, spojrzała na zegarek i
niemal upuściła trzymane naczynie. – O rany! – wykrzyknęła z lekkim
przerażeniem w głosie. Odstawiła dzbanek na blat, a następnie rzuciła okiem na
nieład panujący w kuchni. – Laurie, zanim pójdziecie dalej plotkować, musisz
przypilnować swoją siostrę. Zapomniałam coś kupić, a niedługo wróci z pracy twój
ojciec i z pewnością będzie głodny.
– Nie możesz jej zabrać ze sobą?
– Gdybym nie miała starszej córki, która może
przypilnować śpiące dziecko to z pewnością bym ją zabrała ze sobą.
Laurie uniosła ręce w obronnym geście.
– Ja tylko zapytałam. Chodź – zwróciła się do
Annabelle, biorąc tacę z dzbankiem lemoniady i szklankami – posiedzimy w
bawialni, pokażę ci jaką ostatnio książkę dostałam od cioci.
Nieobecność pani Lavelle przedłużała się niemal o
czterdzieści minut. Laurie co jakiś czas zerkała do pokoju młodszej siostry,
sprawdzając czy śpi i zaczynała się niepokoić. Ponieważ Annabelle musiała
wrócić na obiad do domu, pożegnała przyjaciółkę oraz posprzątała po wizycie
gościa, zastanawiając się czy powinna również uporządkować kuchnię. Doszła
jednak do wniosku, że skoro mama była w trakcie pieczenia ciasta a także
gotowania obiadu, to chowanie potrzebnych jej do tego rzeczy nie było
najlepszym pomysłem. Szczególnie, że sprawiała wrażenie jakby wyjątkowo nie
miała humoru.
W czasie kiedy myła szklanki, martwiąc się długą
nieobecnością mamy, usłyszała dobiegający z góry huk, a następnie odgłos
tłuczonego szkła. Chwilę później do jej uszu dobiegł dziecięcy płacz. Podniosła
głowę i zastygła w bezruchu, chcąc się upewnić, że ten hałas nie był
spowodowany przez przechodniów na ulicy. Kiedy płacz nasilił się, zaniepokojona
szybko pobiegła na piętro, ze strachu zapominając nawet o odstawieniu szklanki.
Pchnęła ramieniem drzwi od pokoju Marie-Antoinette i wydała z siebie zduszony
okrzyk, upuszczając trzymane w rękach naczynie.
– Toinette! Co się stało?!
Na podłodze, wśród potłuczonej dziecięcej porcelany, siedziała
zapłakana pięcioletnia Marie-Antoinette. Jej niesforne blond kosmyki znajdujące
się przy twarzy były lekko zakrwawione, podobnie jak drobne, nieco pulchne rączki.
Laurie podbiegła do młodszej siostry i uklękła przy niej, odsuwając wcześniej ostrożnie
kawałki porcelany. Odgarnęła włosy z twarzy Marie-Antoinette oraz uniosła jej
dłoń do góry aby zobaczyć rany.
– Toinette, co się stało? – powtórzyła pytanie, nieco
spokojniej, kiedy dostrzegła, że skóra nie została przecięta zbyt głęboko.
– Uderzyłam się w stół i spadło na mnie to –
zapłakała dziewczynka, wskazując palcami na obrus z potłuczoną zastawą.
– Ale jak to wpadłaś? Nie widziałaś, że tutaj jest
stół?
– Nie wiem – zawyła Marie-Antoinette. – Gdzie jest
mama? – szlochała. – Boli mnie wszystko!
– Mama zaraz wróci, słoneczko. – Laurie próbowała
uspokoić siostrę, ale wiedziała, że dopóki Marie-Antoinette nie znajdzie się w
objęciach matki, to nie ma szans aby przestała płakać. – Chodź, kochanie,
opatrzymy ci te ranki, a jak wrócą rodzice to pewnie zabiorą cię do lekarza,
żeby zobaczyć czy wszystko w porządku.
– Nie chcę do lekarza! – krzyknęła Marie-Antoinette,
wyrywając rękę z uścisku starszej siostry. Podniosła się z podłogi i zrobiła
kilka nerwowych kroków do tyłu. Jej dziecięca twarzyczka była cała zapuchnięta
od łez. Laurie skarciła się w myślach za swój sposób uspokajania siostry.
Mówienie pięcioletniemu dziecku o wizycie u lekarza to nie był najmądrzejszy
pomysł, przyznała w duchu.
– W porządku, nigdzie nie będziesz szła. – Laurie
uśmiechnęła się uspokajająco i podeszła do siostry, aby ją objąć.
Marie-Antoinette przytuliła się do niej ufnie, ale wciąż nie przestawała
płakać. Dziewczyna nie wiedziała już czy
siostrzyczka płacze, bo nastraszyła ją lekarzem, była przestraszona tym co się
stało, nieobecnością rodziców czy może odniesione rany aż tak ją bolały. Laurie
nie uważała się, oczywiście, za lekarza, ale nie wydawało jej się aby takie
przecięcia były powodem do histerii.
Chociaż kto wie, dzieci są dziwne, pomyślała.
Opatrzyła rany ciągle płaczącej siostry i zaprowadziła
ją do kuchni, mając nadzieję, że znajdzie w niej coś słodkiego, co chociaż na
chwilę uspokoi Marie-Antoinette. Kiedy przeszukiwała lekko nerwowo szafki,
usłyszała szczęk otwieranego zamka, a zaraz potem do uszu obu sióstr Lavelle
dobiegł hałas, wytwarzany przez Brigitte i Charlesa. Marie-Antoinette
zeskoczyła z krzesła, na którym siedziała oraz pobiegła do rodziców. Laurie
zamknęła szafkę i podążyła za nią, żeby zdążyć wytłumaczyć mamie, co się stało,
zanim wpadnie w panikę typową dla matek. Oczywiście, nie zdążyła, więc po
chwili musiała nie tylko uspokajać siostrę, ale również parzyć melisę dla
przerażonej Brigitte. Sama odetchnęła z ulgą dopiero gdy ojciec sprawdził czy
rany Marie-Antoinette są na pewno płytkie i gdy pogratulował jej rozwagi.
Wieczorem nastroje niepokoju opadły. Mała Toinette
spała już słodko w dokładnie posprzątanym z potłuczonej porcelany pokoju, a
rodzice rozmawiali w bawialni na mało ważne tematy. Laurie postanowiła
wykorzystać ten moment aby z nimi poważnie porozmawiać. Wypadek
Marie-Antoinette to nie było pierwsze dziwne, niewytłumaczalne zdarzenie, jakie
miało miejsce w tym domu. Starsza siostra odnosiła wrażenie, że rodzicom ten
fakt zupełnie umyka. Ona jednak nie raz była świadkiem, gdy Toinette płakała,
bo nie mogła znaleźć ukochanej lalki, która znajdowała się przecież w zasięgu
wzroku lub gdy dziwnie wyciągała ręce przed siebie, jakby starała się wyczuć
czy nie wpada na ścianę.
Laurie stanęła w drzwiach bawialni. Rodzice przerwali
rozmowę i spojrzeli na nią pytająco.
– Możemy porozmawiać? – zapytała.
– Co się stało, kochanie? – Mama poklepała miejsce na
kanapie obok siebie, zachęcając starszą córkę aby usiadła. Laurie spełniła
prośbę Brigitte i wzięła głęboki oddech.
– Wydaje mi się, że Marie-Antoinette ma problemy ze
wzrokiem.
3.
Była chłodna i dość spokojna wrześniowa noc. Na ulicy
jedyną istotą jaką można było spotkać były bezpańskie koty, zakradające się do
śmietników i szukające czegoś do jedzenia. Gdzieś w oddali słychać było smutne
wycie psa. Mieszkańcy Paryża byli pogrążeni w śnie – jedni oddawali się
przyjemnym marzeniom sennym, inni zasnęli z niepokojem w sercu. Zdawać by się
mogło, że jedynie w domu rodziny Bauharnais nie wszyscy domownicy zajmowali się
tym, czym ludzie z reguły zajmują się w środku nocy. Przez kuchenne zasłony
widać było dwie sylwetki – jedną siedzącą, drugą niespokojnie kręcącą się po
pomieszczeniu.
Zza rogu wytoczył się młody chłopak, gubiąc po drodze
kapelusz, który zasłaniał jego ciemne włosy. Przytrzymujący go pod ramieniem
przyjaciel, również nieszczególnie trzeźwy, w kilku słowach nakazał trzeciemu
towarzyszowi, aby podniósł tę niezwykle ważną część męskiego stroju. We dwóch
próbowali utrzymać na nogach Jeana-Claude’a, co było trudne nie tylko ze
względu na jego stan upojenia alkoholowego, ale również ze względu na posturę –
chłopak był wysoki, o wiele wyższy od swoich nieco krępych przyjaciół, a do
tego cechował się znacznie bardziej umięśnioną sylwetką, co musiało implikować
jego większą siłę.
– Ale przywaliłem tamtemu rudemu – powiedział bełkotliwie
Jean-Claude. Fabien i Vincent wymienili spojrzenia. Wieczór, który spędzili w
nieprzyzwoitym paryskim barze pełnym alkoholu, hazardu oraz pięknych kobiet,
raczej nie należał do udanych. Jean-Claude dość szybko zaczął przesadzać z
ilością zamawianego rumu, co po prostu musiało zwiastować katastrofę. I tak się
stało. Wystarczyło, że jeden z gości lokalu krzywo na niego spojrzał, a na
dodatek wyraził zbyt żywe zainteresowanie drobną, jasnowłosą prostytutką, którą
miał na oku Jean-Claude. Jedyny dziedzic majątku rodziny Bauharnais, jeden z
potomków pierwszej żony wielkiego cesarza Napoleona I, nie mógł pozwolić na
taką bezkarność. Fabien i Vincent z trudem oderwali przyjaciela od tamtego
pechowca, za co cała trójka została wręcz wyrzucona z lokalu. Vincent
najbardziej żałował dodatkowego zakazu wstępu, bo to było jego ulubione miejsce
do podziwiania upadłych kobiet. Chociaż nigdy z ich usług nie skorzystał, bo
zbyt się tego wstydził. W przeciwieństwie do Jeana-Clauda nie było od niego
arystokratyczne pochodzenie i bogactwo.
– Tylko nie rzygaj. – Ostre spojrzenie wymierzone
przez Fabiena w zataczającego się przyjaciela i tak zostało ukryte pod maską
nocy. – Narobiłeś już wystarczająco kłopotów dzisiaj.
W odpowiedzi Jean-Claude w wulgarny sposób kazał
Fabienowi zostawić go w spokoju i zażądał jeszcze jednego kieliszka rumu.
– Mam nadzieję, że będzie miał jutro okrutnego kaca –
mruknął Vincent.
Młodzi mężczyźni zbliżyli się do posesji państwa
Bauharnais. Fabien nacisnął klamkę furtki, a w tym samym czasie drzwi od domu
otworzyły się i w progu stanęła kobieta owinięta szlafrokiem, z włosami ciasno
spiętymi w kok. Nawet w ciemności widać było mordercze ogniki skaczące w jej
oczach.
– Na co czekasz, Frédéricu?
– syknęła Éléonore, odwracając się za siebie. – Wprowadź go do domu
zanim ktoś zauważy w jakim stanie wrócił!
Służący w milczeniu kiwnął głową. Wyminął wściekłą
panią domu i szybkim krokiem doszedł do trójki młodych mężczyzn. Podziękował im
za przyprowadzenie Jeana-Claude’a do domu i wziął osiemnastolatka pod ramię.
– Frédéricu, Frédéricu,
widziałem dzisiaj taką piękną kobietę, leśną nimfę wodną – wybełkotał chłopak.
– W pana stanie z pewnością każda, nawet najbardziej
plugawa kobieta może być nimfą – odparł potępiająco Frédéric.
– Zaprowadź go do jego sypialni i przebierz go w coś –
rozkazała Éléonore, kiedy Frédéricowi udało się wprowadzić Jeana-Claude’a do domu.
Zamknęła za nimi drzwi, z niepokojem sprawdzając wcześniej czy w żadnych z
okolicznych okien nie pali się światło. Jej syn i tak wystarczająco kłopotów
sprawił im tej nocy, miała nadzieję, że chociaż wśród sąsiadów nikt nie dowie
się o skandalicznym stanie chłopaka.
Kiedy służący poinformował ją, że Jean-Claude
znajduje się już bezpiecznie w łóżku i zaczyna się coraz gorzej czuć, wściekła
podążyła w stronę jego pokoju. Kiedy przemierzała korytarz, jedne z drzwi
otworzyły się, a pani domu ujrzała w nich swoją córkę, Constance, która zaspana
przetarła twarz dłonią.
– Co się dzieje, mamo? – zapytała, ziewając.
– Wracaj spać – odparła Éléonore, nie kwapiąc się aby udzielić
odpowiedzi. Constance była zbyt nieprzytomna, aby nie zastosować się do
polecenia. – Co ty sobie myślałeś, chłopcze?
– wysyczała ze złością, kiedy znalazła się w sypialni syna. Zatrzasnęła za sobą
drzwi i zapaliła światło. Jean-Claude zajęczał, zasłaniając sobie oczy ręką. –
Czy ty zdajesz sobie sprawę jaki wstyd przynosisz rodzinie?!
– Daj spokój, mamo – burknął chłopak, odwracając się
plecami do kobiety. Éléonore
zacisnęła usta tak mocno, że przypominały wąską kreskę. Chwilę później do jej
uszu dobiegło chrapanie. Jean-Claude w sekundę pogrążył się w pijackim śnie, za
nic mając złość swojej matki. Kobieta wiedziała, że robienie awantury
kompletnie pijanemu osiemnastolatkowi i tak nie zrobi na nim wrażenia, ale z
wściekłości wprost nie mogła czekać na rano, aby przypomnieć Jean-Claudowi
jakim jest wstydem dla rodziny.
Skoro chłopak spał, nie miała już za
wiele do roboty. W milczeniu, wciąż nieuspokojona, udała się do swojej sypialni,
ale ze względu na targające nią emocje, jeszcze długo nie mogła zasnąć.
Rano już wszyscy domownicy wiedzieli o
tym, że Jean-Claude wrócił do domu pijany. Przy stole pan i pani Bauharnais milczeli,
nie podejmując tego tematu głównie ze względu na obecność Constance, ale gdy
tylko dziewczyna opuściła dom, udając się do sąsiadki na popołudniową herbatę,
nie mogli nie zacząć dyskutować nad problematycznym synem.
Frédéric co jakiś czas sprawdzał czy Jean-Claude już się
obudził, ale chłopak uparcie spał, mimo że już dawno minęło południe. Éléonore siedziała wraz z Louisem w
bawialni, nerwowo trzymając kieliszek koniaku, który nalał jej mąż. On sam
nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu, paląc cygaro.
– Musimy coś z tym zrobić – powiedział między jednym
zaciągnięciem się a drugim. – Jean-Claude w końcu narobi szkody. Jeżeli ktoś
ważny widział jego powrót z tej speluny to możemy mieć do czynienia z
prawdziwym towarzyskim skandalem.
– Ja nie jestem w stanie nad nim zapanować – odparła
chłodno Éléonore. – Musisz z nim porozmawiać. Zagroź mu, że jeżeli nie
zacznie się zachowywać jak przystało na mężczyznę z rodziny Bauharnais to go
wydziedziczysz.
– Przecież nie mogę go wydziedziczyć, to nasz jedyny
syn – zirytował się Louis.
– Już wolę aby to Constance była dziedziczką niż ten
krnąbrny chłopak, który zrujnuje naszą reputację i majątek! – Éléonore podniosła głos. Odstawiła
kieliszek na etażerkę. – Nie wiem czy ty
w ogóle zdajesz sobie sprawę, Louisie, że on już trzeci raz w tym miesiącu
wrócił do domu pijany! A w zeszłym tygodniu przyłapano go na romansach z jakąś
dziewuchą z klasy robotniczej! Przecież to był taki grzeczny chłopak, co się z
nim stało przez ostatnie wakacje?!
Éléonore nie zdawała sobie sprawy, że
jej mąż doskonale znał przyczynę zmiany zachowania syna, ale nie mógł wyjawić
tego sekretu. Nie miał przez to pojęcia w jaki sposób może zapanować nad
Jean-Claudem, a odnosił wrażenie, że sytuacja coraz bardziej wymyka się spod
kontroli. Odkąd chłopak przyłapał go na tym, na czym go przyłapał, stracił nad
nim zupełną kontrolę.
Louis rzucił cygarem o podłogę i
wyszedł z bawialni, pozostawiając zaskoczoną żonę samą. Udał się do swojego
gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi oraz zamykając je na klucz. Usiadł w
fotelu przy biurku, zamknął oczy i splótł dłonie na brzuchu.
Pół roku temu nawiązał gorący romans z młodą,
wyjątkowo pociągającą dwudziestoletnią dziewczyną. Na samo wspomnienie pełnych
ust i krągłych piersi kochanki uśmiechnął się pod nosem. Bardzo żałował, że
musiał to zakończyć. Flirtowanie z obsługującą arystokratyczne przyjęcia
Estelle było dla niego niezwykle podniecające. Musiał bacznie obserwować
towarzystwo, ostrożnie planować każdy ruch tak, aby nikt, a zwłaszcza jego
żona, o niczym się nie dowiedzieli. Początkowo zabawiał się nią jedynie na
płaszczyźnie flirtu, nie planował zdrady. Nigdy mu zresztą na dziewczynie nie
zależało, w życiu nie zaryzykowałby swojej pozycji i udanego małżeństwa dla
prostej służącej, która stała się jego prywatną panienką do towarzystwa. Odkąd
Estelle uległa jego zalotom, nie darzył jej szacunkiem. Śmieszyło go, gdy była
gotowa zrobić wszystko dla kilku kłamliwych zapewnień o uczuciu, podpartych
pięknymi błyskotkami. Początkowa niewinność i brak umiejętności w pewnych
sferach były silnymi bodźcami dla Louisa, jednak Estelle uczyła ją wyjątkowo
szybko. W czasie ich półrocznego romansu stała się dość wyuzdaną kochanką,
chętną na najdziwniejsze, najbardziej nieprzyzwoite rzeczy. Pod tym względem
mężczyzna żałował, że jego romans się zakończył. Z żoną nigdy nie miał takich
ekscytujących przeżyć, ale uważał się on za dżentelmena i nigdy w życiu nie
zaproponowałby jej nawet ułamka tego, co robił z młodą kochanką.
Niestety, kiedy Éléonore wraz z Constance udały się na wakacyjny wyjazd do rodziny na
wsi, a Jean-Claude wyjechał gdzieś z przyjaciółmi na kilkudniowy męski wypad, Louis nie dochował ostrożności. Dał Frédéricowi dzień wolny, licząc na to, że służący w pełni
go spożytkuje, kilkukrotnie sprawdzał czy drzwi od domu są zamknięte na klucz, zaciągnął
okienne zasłony i wprowadził Estelle do gabinetu tak, aby nikt z sąsiadów nie
był w stanie dostrzec, że ktokolwiek odwiedził rodzinę Bauharnais. Niestety,
nie przewidział wcześniejszego powrotu syna. Właśnie w momencie kiedy na biurku
Louisa leżała Estelle z podwiniętą do góry spódnicą i wyrazem rozkoszy na
twarzy, do pokoju wszedł Jean-Claude, chcąc poinformować ojca o tym, że jest w
domu. Sytuacja była jednoznaczna. Mężczyzna zdawał więc sobie sprawę, że nie
jest w stanie w żaden sposób wytłumaczyć się przed synem, dlatego był gotów na
dalekie ustępstwa wobec niego, byle tylko zachował milczenie.
Nakrycie Louisa na romansie z Estelle zapoczątkowało
katastrofę i wyzwoliło w osiemnastolatku wszystko, co najgorsze. Zaczął chadzać
z przyjaciółmi do różnych spelun, nadużywać alkoholu, a dodatkowo nie omieszkał
nawiązywać równie gorących znajomości z kobietami, czerpiąc przykład z ojca.
Kiedy w pobliżu nie było matki, Jean-Claude potrafił z okrucieństwem na twarzy
napomykać Louisowi o kolejnych wykorzystanych kobietach, które udało mu się
rozkochać, a następnie porzucić. Choć mężczyzna wiedział, że takie myśli nie
przystoją nikomu, czasami był pełen podziwu, że jego potomek tak szybko
zdobywał kobiece serca.
Louis, w trosce o dobro rodziny, postanowił
porozmawiać z Jean-Claude’m. Miał nadzieję, że uda mu się przemówić chłopakowi
do rozsądku i zasugerować, aby chociaż starał się nie wywoływać skandali. Kiedy
tylko dowiedział się o tym, że Jean-Claude obudził się, zjadł śniadanie oraz
jako tako nadawał się do rozmowy, poprosił go do swojego gabinetu.
Jean-Claude wyglądał kiepsko, jak każdy człowiek,
który przesadził z alkoholem. Miał podkrążone oczy, a jego i tak blada na co
dzień skóra, tym razem wydawała się niemal przezroczysta. Chłopak opadł na
fotel po drugiej stronie biurka.
– Jeżeli chcesz mnie strofować to sobie daruj –
powiedział. Oparł głowę o trzymaną na podłokietniku rękę.
– Nie zamierzam cię strofować – odparł spokojnie
Louis. Sięgnął po cygaro, znajdujące się w drewnianym, ozdobnym pudełku. –
Chcesz? – zapytał syna, pokazując mu co trzyma w ręku. Jean-Claude spojrzał na
niego spod byka.
– Nie.
– W porządku. – Louis wzruszył ramionami i zapalił
cygaro. – Wiem, że jesteś na mnie wściekły za sytuację, która miała miejsce w
wakacje. Nie zamierzam ci zabraniać robić tego, co robisz, bo zawarliśmy pewien
układ. Ale, na Boga, zlituj się, chłopcze! Matka odchodzi od zmysłów, boi się,
że twoje występki w końcu dotrą co ludzi, którzy się liczą. Wiesz jaki wywołasz
tym skandal? Wydaje ci się, że na tobie się to nie odbije?
– Nie jesteś dla mnie żadnym autorytetem – przerwał mu
Jean-Claude. – Nie jestem w nastroju na takie rozmowy.
– Dobrze wiem, że ze mną nie chcesz się już liczyć,
ale pomyśl swojej matce i siostrze.
– Och tak, o mojej biednej, niczego nieświadomej
matce – wysyczał chłopak. – Szkoda, że ty o niej nie myślałeś kiedy zabawiałeś
się z tą swoją ladacznicą na tym biurku.
– Nie mów do mnie takim tonem, chłopcze – ostrzegł go
Louis. Podniósł się i zbliżył do syna. Trzymając cygaro w ustach, oparł dłonie
na podłokietnikach fotela, w którym siedział Jean-Claude. Zbliżył swoją twarz
do jego. – Przystopuj ze swoimi wybrykami, albo wyślę cię do wojska. Nie
pozwolę abyś szkalował nazwisko Bauharnais, rozumiesz?
Jean-Claude zbladł jeszcze bardziej, choć Louisowi
wydawało się, że jest to niemożliwe, a w jego oczach błysnął niepokój.
– Dobrze, będę nieco bardziej grzecznym mężczyzną. Ale
nie myśl sobie, że zrobię to dla ciebie, a jedynie dla matki.
– To mi wystarczy – Louis wyprostował się. – Przez
najbliższy czas masz nie szlajać się z kolegami po spelunach i nie romansować z
nikim, rozumiesz?
– Zrozumiałem – wysyczał Jean-Claude. – A teraz
pozwól, ojcze, ale udam się na spoczynek.
Louis odprowadził syna spojrzeniem. Westchnął z ulgą.
Miał nadzieję, że udało mu się rzeczywiście wpłynąć na zachowanie Jeana-Claude’a
i choć przez jakiś czas będą w stanie uniknąć skandalu. Constance wchodziła w
wiek, który był kluczowy jeżeli chcieli wydać ją dobrze za mąż, a nikt nie
będzie chciał wziąć za żonę kobietę, będącą siostrą awanturnika.